Dni otwarte w Bartniku

Redakcja

Od 30 lat pierwszy weekend lipca należy do Sądeckiego Bartnika. Biesiady w Stróżach na stałe wpisały się w pszczelarski kalendarz. W tym roku wykłady poświęcone były wirusom pszczół.  Ten temat zajmuje uwagę naukowców od lat, ale w okresie pandemii, której skutków doświadczamy wszyscy każdego dnia, zyskuje na aktualności. 

Centrum polskiego pszczelarstwa jest tu – zauważył jeden ze stałych bywalców sądeckich spotkań, wskazując na salę konferencyjną w Stróżach. I trudno się z tym nie zgodzić. To przecież Sądecki Bartnik prowadzi szeroko zakrojoną akcję popularyzatorską, nadrabiając deficytową aktywność instytucji z istoty rzeczy powołanych do popularyzowania wiedzy pszczelarskiej. Jest nie tylko animatorem spotkań branżowych, ale też wypełnia potężną lukę wydawniczą, upowszechniając wartościowe publikacje na temat chowu i hodowali pszczół. W ubiegłym roku nakładem sądeckiego wydawnictwa ukazał choćby reprint pierwszego polskiego podręcznika hodowli pszczół, z początku XVII wieku, poświęconego pszczelarstwu Nauka koło pasiek, wzbogacony przedmową prof. Jana Miodka. W tym roku zaplanowano edycję monografii autorów wyjątkowo zasłużonych dla polskiego pszczelarstwa: Stanisława Kirkora (Hodowla pszczół) oraz Tadeusza Wawryna i Leopolda Webera (Selekcja i wychów matek pszczelich). To wreszcie w Stróżach co roku odbywają się konferencje, gromadzące wybitnych polskich naukowców, którzy dzielą się z pszczelarzami wiedzą i doświadczeniami na temat gospodarki pasiecznej.

Temat tegorocznego spotkania zrodził się niejako naturalnie: od dwóch lat codziennie przekonujemy się, że naszym życiem rządzą wirusy. Od co najmniej od kilkunastu lat wirusy nie oszczędzają także pszczół. Jak pszczoły wypadają w tej konfrontacji?

Po pierwsze potrzebna jest stała troska, monitorowanie ich kondycji – zwraca uwagę dr hab. prof. UPWr, Paweł Chorbiński. – Czy obserwują państwo swoje pszczoły? Czy zmieniają im leki? – raz po raz wybrzmiewały na sali pytania retoryczne, adresowane do uczestników spotkania. Zdaniem naukowca winą za słabą kondycję pszczół należy obarczyć i urzędników, i rolników, ale także właścicieli pasiek. Na skutek wywołanych przez człowieka, drastycznych zmian w środowisku naturalnym, cierpią wszystkie organizmy żywe. Zdrowie zwierząt bowiem to nie tylko brak choroby, zdrowie to dobrostan fizyczny i psychiczny organizmu. O ile wpływ pszczelarza na dewastację środowiska jest ograniczony, o tyle już wyłącznie od niego zależy decyzja o wyborze leku czy metodzie leczenia pszczół. Za skuteczność preparatu odpowiada nie tylko jego skład chemiczny – podkreśla Chorbiński. Skuteczność leku jest zdeterminowana także siłą rodziny. Ta sama substancja w rodzinie silnej przyniesie oczekiwany efekt, w rodzinie słabej  kuracja skończy się porażką. W środowisku coraz mniej przyjaznym, rządzonym przez monokultury, susze, powodzie, kataklizmy itd. pszczoły bez pomocy pszczelarza skazane są na zagładę. 

O mądrą i przemyślaną gospodarkę pasieczną – apeluje także dr hab. prof. UMCS Krzysztof Olszewski. Zmiany klimatyczne i środowiskowe wymuszają konieczność zmiany perspektywy w patrzeniu na pszczelarstwo. Dziś inaczej niż wcześniej definiujemy początek sezonu. Zdaniem naukowca okres wiosennego rozwoju rodzin nie zaczyna się od pierwszego oblotu: o rozpoczęciu sezonu możemy mówić dopiero z chwilą pojawienia się pierwszego obfitego źródła pyłku, pokarmu pozwalającego na wychowanie pierwszego pokolenia pszczół letnich. Węglowodany bez białka to pożywienie jałowe, bezwartościowe, nie daje pszczołom szans na przetrwanie w nowych warunkach środowiskowych.

Z obserwacji prof. Olszewskiego wynika także, że zmianie powinien ulec stosunek społeczeństwa do pszczół. Pszczelarze mają coraz większy problem z uzyskaniem zgody na lokalizację pasieki, co w sposób brutalny weryfikuje naszą miłość do pszczół jako w dużej mierze deklaratywną, wyrażającą się w zawołaniu: „kocham pszczoły, pod warunkiem że pozostają daleko od mojej posesji”. Dopóki nie staną się one zwierzętami społecznie akceptowalnymi, tolerowanymi w najbliższym otoczeniu, dopóty nie będziemy mogli liczyć na poprawę jakości pszczelich produktów. 
Konsekwencją negatywnych zmian w środowisku jest trwający od kilkunastu lat wzrost śmiertelności rodzin pszczelich. Zagadnienie to jest m.in. przedmiotem badań prowadzonych w ramach Programu Wieloletniego puławskiego Instytutu Weterynaryjnego. Ich cel oraz wyniki przedstawiła dr hab. prof. PIWet, Krystyna Pohorecka, wskazując m.in. te regiony kraju, w których zdrowie rodzin pszczelich jest szczególnie zagrożone (warmińsko-mazurskie, opolskie, śląskie). 

Na niekorzystne czynniki środowiskowe nakłada się chorobotwórcze działanie patogenów. Spustoszenie w pasiekach powoduje inwazja roztoczy Varroa destructor i – o czym często zdajemy się zapominać – przenoszone przez nie wirusy. One, podobnie jak wirusy ludzkie, podlegają stałej mutacji, tworząc coraz bardziej zjadliwe warianty. Dużym problemem epizootycznym stała się także nosemoza, choroba przewodu pokarmowego pszczół, wywołana stosunkowo niedawno odkrytym gatunkiem mikrosporydiów, Nosema ceranae. Rodziny pszczele, często opanowane przez kilka patogenów jednocześnie, są skazane na nieuchronną śmierć. 

Ule figuralne w plenerowym muzeum to galeria osobliwości

Relaks w apidomku, wypełnionym powietrzem ulowym, a także miłym dla ucha brzękiem pszczół, jest obowiązkowym punktem programu

Nie ma wirusa, który nie byłby wrażliwy na propolis! – twierdzi dr n. med. Witold Piotrowski, hemodynamista, specjalista kardiolog podpoznańskiej polikliniki chorób kardiologicznych, zdeklarowany zwolennik apiterapii, którą z powodzeniem stosuje w rekonwalescencji pacjentów. Wspomaganie leczenia bogactwem: miodów odmianowych, pyłku, pierzgi, propolisu przynosi bardzo dobre rezultaty. Bezcenna jest zwłaszcza profilaktyka oparta na pszczelich produktach. Te, w odpowiednich proporcjach, powinniśmy na stałe wpisać do codziennej diety, by w sposób naturalny (i smakowity) skutecznie podnosić odporność organizmu.

Spotkania w Stróżach są nie tylko okazją do pielęgnowania kontaktów środowiskowych. Od tego roku w Sądeckim Bartniku można pielęgnować także ciało. Masaż miodowy przy świetle woskowych świec, zakończony degustacją miodów odmianowych, to kolejna przyjemna i pożyteczna oferta Sądeckiego Bartnika, adresowana do gości ośrodka. 

A na koniec – jeszcze jedna atrakcja: seans w sosnowym apidomku, wypełnionym powietrzem ulowym oraz ożywczym brzękiem pszczół. Wszak pszczoły to styl życia! 

(gw)

 

„Pszczelarstwo” - wiedza i doświadczenie.
Zrób z tego pożytek!

 ZAMÓW PRENUMERATĘ