Impresja z japońską pszczołą w tle
Stanisław Roszkowski
Aby zrozumieć specyfikę pszczelarstwa w Japonii pozwolę sobie na krótki komentarz, do czego uprawnia mnie doświadczenie zdobyte podczas dziesięciu, wielotygodniowych pobytów w Japonii. W Polsce prowadzę niewielką przydomową pasiekę, naturalną rzeczą było więc, że interesowałem się też tamtejszym pszczelarstwem. W latach 2006–2020 zbierałem materiały do dwóch publikacji - o legendarnych japońskich ogrodach i równie legendarnych kurach ozdobnych. Odwiedziłem niemal sto gospodarstw, często goszcząc w domach ich właścicieli, głównie rolników. I tylko raz, przebywając właśnie u domu Imamurego Yasatukiego w Kumamoto, dostrzegłem dwie niewielkie drewniane skrzynki, zamieszkałe przez pszczoły, choć niczym nie przypominały naszych rodzimych uli. Co więcej, przemierzywszy tysiące kilometrów, właściwie nie tylko nie pamiętam widoku pszczół na kwiatach, ale nawet innych owadów zapylających, chociażby, trzmieli. Dało mi to do myślenia.
Japonia położona jest wyspach, wśród których największe to: Kiusiu, Shikoku, Honsiu i Hokkaido. Prawie cała powierzchnia trzech pierwszych wysp (90 proc.) jest górzysta, przy czym dodatkowo w 60 proc. porośnięta lasami, które w sposób zasadniczy różnią się od lasów europejskich. Trzeba pamiętać, że ok. 126 mln Japończyków zamieszkuje wąski nadmorski pas nizin. Przemierzając Japonię pociągami, które osiągają prędkość ok. 300 km na godzinę, miałem wrażenie, że wpadam z jednej betonowej aglomeracji miejskiej do drugiej.
Japońskie rolnictwo zdominowane jest przez uprawę ryżu (na największej wyspie, Honsiu, stanowi ona ponad 80 proc. upraw). Warto dodać, że - z uwagi na konieczność nawadniania - ryż uprawia się tu na niewielkich poletkach o powierzchni ok. 20-30 arów. Rozdrobnione gospodarstwa rolne są małe, niemal 70 proc. z nich łącznie zajmuje powierzchnię mniejszą niż 1 ha. Pozostałe uprawy to zboża (pszenica, jęczmień), buraki cukrowe, trzcina cukrowa, plantacje herbaty, soi i ziemniaków, głównie batatów. Oznacza to, że w Japonii raczej nie ma, tak popularnych w Polsce pożytków towarowych jak gryka czy facelia. Wprawdzie w statystykach wymienia się także rzepak, to jednak dotąd nie spotkałem połaci pól pokrytych charakterystycznymi żółtymi kwiatami. Co więcej skala i tempo urbanizacji kraju powodują, że nie ma tam łąk (poza Hokkaido), nie mówiąc już o nieużytkach. Nie ma co liczyć np. na występowanie połaci nawłoci, budzącej w Polsce duże kontrowersje (nawet jeśli jakimś cudem by się pojawiły, zostałyby natychmiast zamienione na pola ryżowe).
Mimo że w Japonii jest rozwinięta produkcja zwierzęca, podczas żadnej z wizyt w tym kraju nie zauważyłem krowy, która swobodnie pasłaby się na łące. Kury, za sprawą których trafiłem do Japonii, przez całe swoje życie są zamknięte w niewielkich klatkach, o wymiarach 100 cm x 100 cm. Zostały wypuszczone z nich zapewne tylko raz w życiu, na moją prośbę, abym mógł zrobić im zdjęcia na wolnej przestrzeni wśród zieleni. Dlaczego hoduje się je w klatkach? Dlatego, że byłyby zagrożeniem dla wypielęgnowanych przydomowych ogródków.
Z jakiego powodu wspominam o roślinności Japonii? Odpowiedź jest bardzo prosta: bo nie są to warunki przyjazne dla pszczół. Czy takie ryzyko nie grozi również pszczołom, w Polsce? Jeszcze kilka lat temu takie pytanie uznałbym za bezpodstawne, jak z innej planety… W naszym kraju miałoby zabraknąć owadów zapylających? Dzisiaj widząc, jak z dnia na dzień znikają naturalne pożytki pszczele, jak bez opamiętania wyrzyna się stare lipowe szpalery na Mazurach, jak tnie Puszczę Białowieską, reguluje kolejne rzeki, betonuje rynki miejskie (bo przecież liście wymagają sprzątania) wcale nie można tego wykluczyć. Oczywiście będzie to proces trwający wiele lat, ale on się rozpoczął…
Jak sobie z tym wszystkim poradzić? Wydaje się, że duży potencjał tkwi w niewielkich lokalnych społecznościach, które budując własne małe ojczyzny, mogą wywierać presję na ustawodawców, doprowadzając do kształtowania korzystnych dla środowiska norm prawnych, także w skali makro, czyli państwa. I tu wracamy do Imamury Yasutakiego, mojego przyjaciela, który w Japonii takie małe ojczyzny buduje. Jest szefem lokalnego stowarzyszenia, które za cel obrało sobie ocalenie od zagłady liczącego setki lat dziedzictwa narodowego, jakim są japońskie rasy drobiu. Wspólnie udało nam się skrzyknąć całkiem pokaźne grono autorów i współpracowników, aby przygotować liczącą prawie 800 stron monografię japońskich kur ozdobnych. Imamura Yasutaki oczywiście hoduje też japońską rasę pszczół.Za każdym razem, gdy jestem w Kumamoto, rozmawiamy w jego niewielkim, ale najeżonym symboliką, przydomowym ogrodzie.