Waleczne pszczoły (03/2021)

Jerzy Gnerowicz

O gęsiach kapitolińskich, które ocaliły Rzym wiemy z podręczników historii. Obudzone pewnej nocy przez skradających się Galów, głośnym gęganiem poderwały na nogi śpiących mieszkańców miasta. Ci stanęli do walki i odparli atak nieprzyjaciół. Ale lista zwierząt, które dały się poznać w roli sprzymierzeńców człowieka w walce obronnej jest znacznie dłuższa. Poczytne miejsce zajmują na niej pszczoły. Przekonanie, że żądlą tylko ludzi złych jest dyskusyjne. Ale to, że żądlą nieostrożnych jest faktem.

Rola pszczół w działaniach wojennych zasługuje na uwagę. Jest prawdopodobne, że jad pszczeli doceniono już w Mezopotamii, podczas wojny Rzymu z Partami (195–196), kiedy warowne miasto Harta (obecnie w Iraku), opisywane przez starożytnych jako twierdza nie do zdobycia, obroniło się przed wrogiem ulami zrobionymi z gliny, gałęzi oraz słomy, pełnymi pszczół [„Wiedza i Życie”, 2008]. Ule, lecąc w stronę wroga, wirowały przez chwilę w powietrzu, wprawiając owady w stan rozdrażnienia. W momencie gdy rozbijały się o twardą powierzchnię, uwolnione pszczoły wpadały w furię i z wściekłością atakowały wojowników oblegających miasto, kończąc dzieło.

Do celów wojennych wykorzystywano pszczoły także w starożytnych Chinach i Japonii. Ufortyfikowane twierdze zdobywano wyrafinowanymi technikami walki. Ule wyrzucano za mury za pomocą proc. Wojownicy wiedzieli, że atak pszczół jest szczególnie niebezpieczny bowiem owady dokonują go gromadnie. Mieli też świadomość, że na pszczoły rozdrażniająco działa też zapach jadu pszczelego, który odbierają jako sygnał do walki. Panika w szeregach obrońców wywołana żądleniem pszczół pokrzyżowała plany niejednego z wielkich strategów.

Pszczoły na polu walki skutecznie wykorzystywali także Rzymianie. W momencie gdy nieprzyjacielskie oddziały zbliżały się do zbrojnego zwarcia, Rzymianie – przy użyciu katapult – wyrzucali w szeregi wroga ule wypełnione pszczołami. Te, żądląc przeciwników, dezorganizowały ich szyki bojowe, co wprowadzało zamieszanie, niejednokrotnie prowadząc do panicznej ucieczki. Pracując nad udoskonaleniem tej metody walki Rzymianie odkryli, że pszczoły nietrudno skłonić do osiedlenia w dużych glinianych amforach. Takie ule okazały się łatwiejsze w transporcie niż kószki. Odtąd też owady umieszczone w glinianych amforach zaczęły towarzyszyć rzymskiej armii. Takie żywe ładunki wystrzeliwano z katapult nie tylko w stronę nieprzyjacielskich oddziałów ruszających do bitwy, ale także w stronę obrońców murów lub fortec.

Ule, rozbijając się o podłoże albo mury, uwalniały tysiące rozdrażnionych owadów, które żądliły i żołnierzy, i konie. Wiedziano, że na pszczoły drażniąco działa też woń końskiego potu. Wówczas owady stają się bardziej agresywne, a żądlone konie w panice tratują ludzi.

Pszczół do walki prawdopodobnie używali także Tatarzy. Nie można bowiem wykluczyć, że w 1241 roku, w bitwie pod Legnicą, która zakończyła się klęską polskiego rycerstwa oraz śmiercią dowodzącego nim, księcia Henryka II Pobożnego, Mongołowie wykorzystali właśnie pszczele zastępy.

W roli bardzo skutecznego środka rażenia pszczoły sprawdziły się także w 1498 roku, gdy Philippe de Cray, ówczesny władca miasta Avesnes sur Helpe (dzisiejsza Francja), posłużył się nimi w obronie przed Francuzami. Wówczas twierdza Avesnes, jak cała prowincja Hainaut, należała do władców holenderskich. Philippe de Cray powstrzymał atak wojsk francuskich, pragnących odbić twierdzę z rąk Holendrów, wykorzystując w krytycznym momencie oblężenia pasiekę położoną w ogrodzie zam-kowym, za murami ufortyfikowanego zamku. Z legendy wiemy, że kószek z rojami pszczół było tam wiele. Jak głosi przekaz, „rażenie napastników pszczołami” przyczyniło się na tyle do osłabienia morale najemników szturmujących mury twierdzy, że oblegający ostatecznie odstąpili od oblężenia.

 

Doświadczenie nie poszło na marne. Załogi zobowiązane do obrony zamku i miast jeszcze przez następne dziesięciolecia uwzględniały metodę ataku za pomocą pszczół w scenariuszach walki obronnej. Na pamiątkę bohaterskich obrońców miasta i wspomagających ich pszczół burmistrz Avesnes już w XVI wieku używał pieczęci, na której wygrawerowany był ul w otoczeniu dziewięciu pszczół. O tym historycznym wydarzeniu sprzed ponad pięciu wieków przypomina nam nieoficjalny herb miasta. Oficjalny herb Avesnes sur Helpe przedstawia wizerunek tarczy herbowej zwieńczonej koroną muralis ze skośnymi żółto-czerwonymi pasami. Ale w drugim – można by rzec – nieoficjalnym obiegu (Avesnes należy już do Francji), funkcjonuje bowiem ten sam herb w towarzystwie ośmiu złotych pszczół. Siła legendy w kształtowaniu tradycji miasta jest zatem wielka. 

Podobną rolę odegrały pszczoły w środkowo-zachodniej Francji. W departamencie Haute-Vienne jest gmina o nazwie La Roche-l’Abeille (bodaj jedyna w tym kraju miejscowość mająca w nazwie własnej słowo ‘pszczoła’). W roku 1569 przez trzy dni trwała tu jedna z bitew trzeciej francuskiej wojny religijnej, która rozgrywała się między wojskami katolickimi a armią hugenotów. Kroniki odnotowały, że poległo tu około 500 żołnierzy armii katolickiej. Jak głosi miejscowe podanie – do kresu zmagań w sposób istotny przyczyniły się pszczoły, które uwolnione z pasiek przez mieszkańców wsi, skutecznie zmusiły grabieżców do jej opuszczenia.

 

 

 

Sława wojowniczych pszczół niosła się pewnie po Europie szerokim echem, bo nie zawahano się wykorzystać ich także podczas wojny trzydziestoletniej (XVII wiek).

Ze źródeł historycznych wiadomo, że to właśnie pszczoły uratowały przed splądrowaniem osadę, która znalazła się na drodze przemarszu wojsk powracających po zwycięskiej bitwie.

Opiekujące się pasieką zakonnice, widząc zbliżających się uzbrojonych mężczyzn, poprzewracały ule tak, aby rozdrażnić pszczoły. Te wiedziały już co robić i odpowiednio „powitały” przybyszów nie szczędząc żądeł, co zmusiło ich do odwrotu. Na pamiątkę tego wydarzenia i dla upamiętnienia walecznych pszczół miejscowość (w Nadrenii Północnej Westfalii) przyjęła nazwę Beyenburg, co w miejscowej gwarze oznacza ‘pszczoły’.

Swoje bohaterskie pszczoły miało też Bad Kissingen, jedno z najstarszych (XIII wiek) i najsłynniejszych niemieckich uzdrowisk. W marcu 1643 roku Peter Heil, zwykły obywatel Bad Kissingen, uratował miasto od zagłady szykowanej przez wojska szwedzkie.

Mieszkańcy bronili się dzielnie przez dwanaście dni. Trzynastego dnia Szwedzi postanowili raz jeszcze ostrzelać miasto z armat i ostatecznie zdobyć je szturmem. Amunicja obrońców była już na wyczerpaniu, a mury miejskie poważnie nadwyrężone. W tej sytuacji zwołano mieszkańców na naradę.

Burmistrz Bad Kissingen skłonny był zaniechać dalszego oporu i oddać miasto nieprzyjaciołom. Sprzeciwił się temu Peter Heil, sugerując, aby do obrony wykorzystać dwieście znajdujących się w mieście uli.

Tak też się stało. Kiedy wróg ruszył do rozstrzygającego uderzenia, w jego stronę poleciały kószki, wypełnione pszczołami. W obliczu niespodziewanego, zmasowanego ataku z powietrza wojownicy musieli ustąpić. Pożądleni uciekali szybko i w popłochu. Ostatecznie miasto ocalało…

 

 

Dziś dzielny strateg, Peter Heil, ma w starym uzdrowisku Bad Kissingen swój pomnik z brązu: uwieczniono go na postumencie, w dumnej pozie – prężąc pierś, trzyma pod pachami dwie charakterystyczne kószki.

Nie jest wykluczone, że właśnie z europejskich doświadczeń skorzystali dowódcy secesyjnych wojsk Południa w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Gdy pewnego razu oddziały Północy znalazły się w pobliżu stacjonującej pasieki, artyleria Południa przeprowadziła celny ostrzał uli… Nie trzeba dodawać, że plan okazał się skuteczny, bo wojsko Unii rozbiegło się w popłochu.

 

tekst:

Jerzy Gnerowicz

absolwent Akademii Rolniczej w Poznaniu; mistrz pszczelarski; autor książek i artykułów o tematyce pszczelarskiej; właściciel kilku tysięcy eksponatów pszczelarskich jerzy.gnerowicz@poczta.onet.pl

„Pszczelarstwo” - wiedza i doświadczenie.
Zrób z tego pożytek!

 ZAMÓW PRENUMERATĘ