Mirosław Foryś
woj. dolnośląskie
Barbarzyństwo
W okolicy miejscowości Księginice w gminie Miękinia nocą z 25 na 26 lipca bieżącego roku spalono mój pawilon pszczelarski z 52 rodzinami pszczelimi i sprzętem pszczelarskim, wśród którego były m.in. kraty odgrodowe, podkurzacze i dłuta. Oprócz pawilonu ogień zniszczył również kilka uli, które stały obok pawilonu. Ule wolnostojące i te w pawilonie były z plastrami napełnionymi miodem. Ule zajmowały centrum polany.
Zadziwiające jest to, że data podpalenia jest datą mojego powrotu z wczasów. Dodatkowo tydzień wcześniej (jak twierdzi policja) dokładnie w noc mojego wyjazdu na wczasy została spalona pasieka innego pszczelarza, w miejscowości Łąkoszyce w gminie Miękinia.
Mam wrażenie, że podpalenie w Łąkoszycach ma związek ze spaleniem mojej pasieki. Być może sprawca myślał, że pasieka w Łąkoszycach należy do mnie, gdyż również tam w ostatnich latach stawiałem ule.
O spaleniu mojego pawilonu pszczelarskiego dowiedziałem się dopiero przed wieczorem, gdy pojechałem do pasieki. Od razu powiadomiłem wtedy policję. Okazało się jednak, że wcześniej o podpaleniu poinformowała policjantów straż pożarna. Według dyżurnego, z którym wtedy rozmawiałem, pasieka została podpalona środkiem łatwopalnym. Miejsce pożaru nie zostało jednak w żaden sposób zabezpieczone.
W piątek 27 lipca w komendzie w Środzie Śląskiej sporządzono protokół. Dowiedziałem się też wtedy, że straż pożarną zawiadomił o zdarzeniu miejscowy rolnik, a sprawę prowadzi wytypowany funkcjonariusz, który oznajmił mi, że wiele nie obiecuje.
Od tamtej pory śledztwo stanęło w miejscu. Dodam, że dwa lata temu skradziono mi koła wraz z osią od tego samego pawilonu, który spłonął w nocy z 25 na 26 lipca br., co zgłosiłem policji, jednak sprawę umorzono po około 2 tygodniach, a prowadzącym był ten sam policjant.