bardzo mnie cieszy, że zakończyli Panowie z jawnie okazywanym ostracyzmem w stosunku do mojej osoby. To tylko uwaga tak zupelnie na marginesie.
"Tak całkiem w skrócie, zakwestionowano panu dr te 160 -180 dni, kiedy warroza zdycha ze starości jak nie ma czerwu. (wykazują że jest to 150-300 dni)"
Szanowny Panie Eryku! Nie demonizujmy tego roztocza. Czytałem w wielu źródłach o możliwości przeżycia samic V. destructor w rodzinie pszczelej do 160 dni, w innych do 180 dni,
a jeszcze w innych do 200 dni. Gdyby V. destructor mogła przeżyć 300 dni, to podważyłoby Pańską radość (dodam, że w pełni uzasadnioną) z posiadania uli z ruchomymi dennicami, które problem przerywania czerwienia matek, rozwiązują w sposób dla pszczelarza dziecinnie łatwy.
"Co do temperatur zeszłej zimy, to najbardziej utkwiło mi w pamięci minus 28 stopni podczas mojego pobytu w Pszczelej Woli i liczne awarie sieci wodociagowych.

Sprawdziłem w notatkach. Istotnie mógł Pan porządnie zmarznąć, bo mrozy zaczęły się minionej zimy 20 lutego. Wcześniej było bardzo ciepło, co doprowadziło do ogromnych strat w rolnictwie wskutek wymarznięcia ozimin (wszędzie tam, gdzie nie było okrywy śnieżnej). Silne mrozy trwały przez prawie dwa tygodnie i nie miały większego wpływu na rozwój pszczół. Doskonale opanowałem sztukę przerywania czerwienia matek wczesną jesienią w ulach ze stałymi dennicami. Po prostu, w połowie września zabierane są ramki nadstawkowe i zamykam nadstawkę specjalnymi listewkami (snozy), bez zamykania uliczek w gnieździe. Jak jest otwartych od 8 do 10 uliczek, to cudów nie ma - pszczoły nie są w stanie ogrzać gniazdo tak, aby były odpowiednie warunki do znoszenia jaj. Do połowy października, w pasiece praktycznie nie ma czerwiu. Ale nie można tak utrzymywać rodzin przez całą zimę. W końcu należy zatkać gniazdo (płótnem powałkowym lub beleczkami) i przy tak ciepłym grudniu, styczniu i prawie dwóch dekadach lutego, królowe znowu zaczęły czerwić. Ciekaw jestem jaka była u Panów sytuacja z czerwiem np. w połowie stycznia?
Co do przeciskania się królowej przez izolator, uszkodzeń ciała, są to czyste dywagacje nie poparte żadnymi obserwacjami. Podam Państwu przykład z ostatniego roku. Jedna rodzina, kolejno ścieła mi dwie matki. Ponieważ łączyłem rodziny (połowa lipca), miałem jedną, tegoroczną królową już rozczerwioną, z którą nie miałem co zrobić. Założyłem ją do tej rodziny, która nie przyjmowała matek. Ten proces już trwał pewien czas i w tej rodzinie nie było już odkrytego czerwiu. Zapomniałem ten ul zaznaczyć i kiedy za 4 tygodnie (połowa sierpnia) sprawdzałem stan połączonych rodzin, przypomniałem sobie o tej matce. "No to cześć" - pomyślałem. "Wyhodowałem sobie klasyczną trutówkę!" Patrzę, a w klatce biega zdrowa królowa, a obok niej znajdowały 3 pszczoły. Już na nic nie czekałem i wypuściłem ją prosto na ramkę. Rodzina przez ten czas mocno osłabła, ale ta matka zdołała ją jeszcze przygotować do zimowli (zimuje na 8 ramkach wielkopolskich). Mogłem ja jeszcze połączyć, ale ciekaw jestem jak będzie się zachowywała na wiosnę, dlatego ją zostawiłem.
Dlatego, podchodząc z dużą ostrożnością do izolatora dr P. Chmary, jednak nie mam podstaw, aby nie uwierzyć, że matka w dużym izolatorze może przebywać w nim przez kilka miesięcy, zimować w nim może bez żadnej szkody dla niej i dla rodziny pszczelej. Zimą pszczołom matka jako taka nie jest potrzebna tylko POTRZEBNY JEST FEROMON MATCZYNY. Gdybyśmy potrafili umiejętnie dozować feromon matczyny tak jak to robią królowe, to jestem tego pewny, że pszczoły świetnie zimowałyby bez matki. Ale takie działanie musi pozostać w sferze marzeń. Przynajmniej na razie. Natomiast, w artykułach P. Chmary i na wykładzie nie ma mowy o tym aby wkładać matkę do izolatora już w lipcu i wypuszczać na wiosnę. Z tego co zrozumiałem, ukraińscy pszczelarze zakładają izolator z matką na przełomie września z październikiem, a wypuszczają królową w momencie kiedy pszczoły masowo zaczynają znosić do ula pyłek. Natomiast latem izolują matki na okres dwóch tygodni w czasie kwitnienia akacji i na gryce. Ponoć zwiększa to wydajność miodu z pnia. Sprawy te są zupełnie podobne do działania tradycyjnych izolatorów. Myślę, że w naszych warunkach okres przetrzymywania matek w izolatorach dr Chmary trwałby ok. 4 do 5 miesięcy. Trochę zabrakłoby czasu, by nastąpiło pełne samowyleczenie z warrozy rodziny pszczelej ale ogromna większość samic tego pasożyta padłaby ze starości. Przecież struktura wiekowa populacji warroz wchodzącej w zimowlę jest bardzo zróżnicowana i tylko kilka lub kilkanaście % z ogólnej liczby pasożytów, jest na tyle młoda, by móc przeżyć tak długi okres bezczerwiowy.
Reasumując, uważam, że należy wypróbować izolator dr P. Chmary, który może okazać się
doskonałą sprawą w leczeniu warrozy, szczególnie w pasiekach ze stałymi dennicami, których w Polsce jeszcze jest bardzo dużo.
Jest jeszcze wiele ciekawych aspektów biologii V. destructor, ale nie zawsze dają się w sposób bezpośredni przełożyć na efektywne leczenie naszych pszczół z tego pasożyta. Dlatego nie będę zanudzał Państwo tymi szczegółami.
Pozdrawiam
Maciej Winiarski