Prekursor genetyki

Jerzy Gnerowicz

 

 

W lipcu minęło 250 lat od chwili narodzin o. Grzegorza Jana Mendla, pszczelarza naukowca, którego działalność pozostawiła trwały ślad w naukach przyrodniczych. 

Ojciec Grzegorz Jan Mendel zasłynął przede wszystkim jako odkrywca podstawowych praw dziedziczności [J. Gnerowicz, 2016], stąd też historycy nauki nazwali go ojcem genetyki. Po czasie okazało się, że wkład czeskiego pszczelarza w rozwój nowożytnej myśli pszczelarskiej jest znacznie bardziej poważny, toteż warto go przypomnieć. 

Późniejszy odkrywca biologicznych praw rządzących dziedziczeniem cech urodził się 20 lipca 1822 roku w rodzinie Antona Mendla, pańszczyźnianego chłopa, we wsi Hynčice w powiecie Novy Jičin na Morawach, otrzymując na chrzcie imię Jan. Już od wczesnych lat pomagał ojcu w rodzinnym gospodarstwie, przejawiając zainteresowanie otaczającym go światem. Dziecięcych lat sięga też pierwszy kontakt z pszczołami i pasieką, który na stałe wpisał się w podświadomość dziecka i przypomni o sobie w latach dojrzałych. Wyjątkowe zdolności dostrzegli w dziecku zarówno miejscowy proboszcz, jak i nauczyciel szkoły elementarnej, którzy nakłaniali ojca małego Jana, by posłał dziecko do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów gimnazjum w Opawie. 

Celowo eksponuję fakt, że przy szkołach, do których uczęszczał syn Mendlów, znajdowały się pasieki. W ogrodzie przykościelnym założył ją proboszcz, a zarazem katecheta, który z wielką pasją oswajał podopiecznych z pszczołami, organizując spotkania w pasiece po niedzielnych nabożeństwach. Oceniając te wydarzenia z perspektywy czasu, nie można mieć wątpliwości, że był to wspaniały sposób edukacji. Co prawda, nie dysponujemy dokumentami opisującymi niedzielne lekcje, nie zachowały się także wspomnienia uczniów, ale życiorys syna Mendlów to najlepszy dowód na to, że nauka nie poszła w las. Ojcu, który był ogrodnikiem, praktykując szkółkarstwo i sadownictwo, młody Jan zawdzięcza też praktyczną wiedzę z zakresu rolnictwa i ogrodnictwa. 

Po skończeniu szkoły elementarnej Morawianin kontynuuje naukę w gimnazjum w Opawie, a potem w uniwersytecie w Ołomuńcu. Przez cały ten okres nieustannie boryka się jednak z brakiem pieniędzy na edukację, których rodzina nie była w stanie mu zapewnić. Cierpi ponadto z powodu wątłego zdrowia. Za namową matki wstępuje więc do zakonu augustianów pod wezwaniem św. Tomasza w Brnie, przyjmując imię Grzegorz. W tamtym czasie brneńskie opactwo było kulturalnym i intelektualnym centrum regionu, co ułatwiło Mendlowi kontakt z nowymi naukami oraz ideami. Wstąpienie do klasztoru umożliwiło mu kontynuowanie nauki, za którą nie musiał już płacić. W ten sposób mógł kształcić się dalej i ukończyć studium z zakresu gospodarstwa wiejskiego oraz studia teologiczne. Doświadczenie, które zdobył pod okiem ojca w rodzinnym gospodarstwie przydało się w Brnie: z sukcesem zarządzał rozległym gospodarstwem klasztornym, w tym pasiekami - klasztorną oraz doświadczalną. 

Fotokopia zaświadczenia ukończenia przez Mendla studiów rolniczych (arch. Mendelianum w Hynczycach)

Wagę odkryć morawskiego przyrodnika powinien znać każdy maturzysta. Ale nie wszyscy z nich, którzy w dorosłym życiu mieli szczęście zostać pszczelarzami, wiedzą, że znany badacz przyrody z Moraw zasłużył się m.in. na polu pszczelarstwa. Wielu pszczelarzy trudniących się hodowlą matek pszczelich nie zna osiągnięć Mendla, jego obserwacji i doświadczeń hodowlanych. Niewielu z nich wie, że morawski zakonnik był europejskim pionierem doświadczeń hodowlanych. Już w II połowie XIX stulecia stał się znany w środowisku pszczelarzy niemieckojęzycznych (Prusy, Austria, Szwajcaria). Jego osiągnięcia na łamach czasopism pszczelarskich mogli śledzić pasiecznicy na Węgrzech i Morawach, w Czechach i na Słowacji; interesowali się nimi publicyści z Anglii i Rosji. 
W 1871 roku Mendel został mianowany opatem brneńskiego klasztoru, a później został prałatem. W tym czasie pszczelarze obdarzyli go także funkcją wiceprezesa Stowarzyszenia Pszczelarskiego w Brnie. W tej roli dał się poznać nie tylko jako naukowiec, ale także jako uczeń, zgłębiający wiedzę przez całe życie, bo nigdy nie stracił ciekawości świata. Miał rozległe zainteresowania i wiele talentów, interesował się również meteorologią i mineralogią, a nawet zakazaną wówczas przez Kościół teorią ewolucji.

 Jako wiceprezes Morawskiego Towarzystwa Pszczelniczego zapoczątkował zwyczaj comiesięcznych zebrań pszczelarskich, podczas których popularyzował podstawowe zasady racjonalnej gospodarki pasiecznej; wzbogacał wykłady o wiedzę z zakresu biologii rodzin pszczelich, gospodarki pasiecznej, dzielił się doświadczeniem na temat sposobów zimowania pszczół, walki z chorobami itp. Wiedzę czerpał z dostępnej literatury, ale także własnej praktyki oraz kontaktów z czołowymi europejskimi pszczelarzami, w tym morawskimi. W wielu środowiskach uważany był za botanika. 

Pracując nad pozyskaniem pszczół o pożądanym ekotypie, zainteresował się metodami hodowli, co było o tyle trudne, że  wówczas  pszczelarz nie miał pojęcia, jak odbywa się kojarzenie matek pszczelich, więc nie miał na to wpływu. Rezultatami obserwacji oraz doświadczeń hodowlanych prowadzonych w swojej pasiece dzielił się z pszczelarzami, także na łamach czasopisma „Včela Moravská” [Morawska pszczoła]. Udzielał praktycznych rad dotyczących chowu pszczół. Organizował spotkania, prelekcje, przedstawiając poglądy bardzo wówczas śmiałe, znacznie odbiegające od świadomości ówczesnych pszczelarzy i praktyki. Prawie dwa wieki temu próbował przekonać pszczelarzy, że to od nich zależy stan pasiek po zimowli. Zwracał uwagę, iż podstawowe znaczenie dla pomyślnej zimowli zakarmionych rodzin pszczelich ma ich kondycja biologiczna w momencie, gdy rozpoczyna się najtrudniejszy okres ich życia. Ta zaś, oprócz stanu zdrowotnego osobników tworzących kłąb zimowy, zależy w ogromnym stopniu od liczebności tworzących go pszczół. To gospodarz – twierdził przed dwoma wiekami morawski pszczelarz – wybiera miejsce pod pasieczysko, to on decyduje o rodzaju uli oraz o tym, które rodziny zimować, a które, jako zbyt słabe, połączyć z innymi. Podkreślał z naciskiem, że „decydując się na wariant mniejszej liczby rojów, wybieramy, względnie tworzymy z rojów pozostałych po lecie roje biologicznie silne, zdrowe, odporne na choroby i trudy i nawet najsroższej zimy, a także długiej i chłodnej wiosny, niesprzyjającej rozwojowi wiosennemu – i te zimujemy. Tym sposobem decydujemy o rezultatach produkcyjnych w pasiece”. 

W latach 80. ub.w. w dawnym pasieczysku hodowano matki pszczele (arch. V. Ptacka)

O tym, jak poglądy te wydawały się odległe od powszechnie obowiązujących świadczy komentarz jednego z uczestników prelekcji, instruktora pszczelarskiego, który na łamach pisma „Včela Brněnská” [Pszczoła Brneńska] tłumaczył Mendla: „Pan prałat słabych rodzin nie zimuje. Zasadę – zimować tylko silne roje – uważa za niepodważalną i z uporem godnym wielkiej sprawy przypomina przy każdej okazji, że im silniejsze rodziny pszczelarze będą zimować, tym ich wysiłki przyniosą lepszy efekt. Mawia przy tym, że tylko silne roje są źródłem radości pszczelarza: im więcej pszczół w ulu, tym większy mają one pęd do pracy, zatem tym więcej przyniosą nektaru”.

Nie sposób w krótkim tekście opisać wszystkich interesujących, niejednokrotnie wręcz rewolucyjnych, poglądów brneńskiego zakonnika. Może warto zadać Czytelnikom prowokacyjnie pytanie: „Czy zdarzyła się Wam w pasiece sytuacja, która nijak nie pasuje do losu szczęśliwego pasiecznika?”. Cofnijmy się w czasie o 150 lat. 

Jest rok 1872. Do klasztornej pasieki w Brnie zawitał gość, którego żaden pszczelarz dobrowolnie by nie zaprosił. Któż to taki? Odpowiedź brzmi: zgnilec złośliwy, dżuma pasieki. Grzegorz Mendel trzymał w pasiece doświadczalnej m.in. pszczoły ras śródziemnomorskich, a te jak wiadomo, mają większą skłonność do rabunków niż środkowoeuropejskie. Oto dlaczego ta śmiertelna choroba pojawiła się w jego pasiece. 

Doświadczeni pszczelarze powiadają, że im bardziej zadbane pasieki i silniejsze rodziny, tym większe ryzyko zawleczenia tej choroby przez pszczoły złodziejki, podkradające zapasy sąsiednim rodzinom, porażonym zgnilcem. Przymiotnik „złośliwy” nie pojawił się w nazwie choroby przypadkowo. Być może nazwano ją tak, bo jeszcze do niedawna uważano za śmiertelną chorobę czerwiu. Zapewne z tego powodu w potocznych rozmowach pobrzmiewają jej złowróżbne synonimy, łącznie z określeniem „pomór pszczół”. O chorobie, której objawy przypominają zgnilec, pisał już Arystoteles, wspominał także Pliniusz. Dawniej tego typu objawy w pasiece zwiastowały najczarniejszy scenariusz: fizyczną likwidację rodzin, bywało nawet, że nawet całych pasiek w okolicy. Pszczelarze XIX stulecia bezskutecznie wyglądali lekarstwa na zgnilec, mogli jedynie przyglądać się niechybnej zagładzie pasieki, byli bezradni. 

Z lektury czasopisma „Včela Brněnská” dowiadujemy się, że Mendel nie stał w obliczu zagrożenia bezczynnie, nie czekał, aż w pasiece wypełni się tragiczny scenariusz. Wprost przeciwnie: dał szansę intuicji, swemu doświadczeniu i własnej wiedzy, postanowił wydać chorobie walkę. Co zatem uczynił? Uwolnił pasiekę z chorych rodzin w ten sposób, że ule, w których dotąd gnieździły się rodziny porażone zgnilcem wysiarkował, ramki, woszczynę i czerw spalił, a wnętrze ula potraktował ogniem. Zalecał przy dodatkowo, by wypalone wnętrza uli wyszorować roztworem soli kuchennej, a dopiero potem ponownie zasiedlić zdrowymi rodzinami. Przeor zdawał sobie sprawę, że serce pszczelarza krwawi w sytuacji gdy musi unicestwić rodziny, ale przekonywał, że musi wybrać mniejsze zło. Chora rodzina dla pasieki i tak jest już stracona, należy więc ratować zdrowe. Zwrócił też uwagę, że walki ze zgnilcem nie można ograniczać do gospodarstw, w których zauważono objawy choroby, gdyż jest to zadanie dla wszystkich pszczelarzy. 

Należy pamiętać, że w czasach Mendla mieliśmy do czynienia dopiero z domysłami na temat przyczyn chorób. Dopiero później, kiedy przesądy obalono, stało się oczywiste, że w większości przypadków, za chorobami stoją drobnoustroje. Mendel nie mógł znać jeszcze wyników badań galicyjskiego pszczelarza, prof. Teofila Ciesielskiego z uniwersytetu we Lwowie, który dopiero w roku 1875 odkryje, że zgnilca wywołują laseczki larwy z rodzaju Bacillus larvae, a Ludwik Pasteur ogłosi teorię pochodzenia chorób dopiero w roku 1878. Zatem rozpoznanie zagrożenia ze strony zgnilca przez Mendla i radzenie sobie z jej skutkami budzą tym większy szacunek. Jest też oczywiste, że czeski badacz musiał dysponować niezwykłą odpornością psychiczną wobec przeciwności losu, w tym własnego środowiska, oraz determinacją w kontynuowaniu pracy doświadczalnej. 

Wiek XIX był w dziejach pszczelarstwa okresem szczególnym albowiem był to czas narodzin społecznego ruchu pszczelarskiego, w którego szeregi niebawem wstąpi większość europejskich pasieczników. Tak rozpoczął się pochód pszczelarstwa ku współczesności. Głównym celem ówczesnych organizacji pszczelarskich było upowszechnianie wiedzy pszczelarskiej oraz postępowych metod hodowli pszczół, wypracowanych w ramach agronomii społecznej, opartej przede wszystkim na społecznej pracy utalentowanych, często ponadprzeciętne wykształconych, nauczycieli pszczelarstwa.

Pszczelnik Mendla na przełomie wieku XIX i XX (arch. V. Ptacka)

Chociaż genetyka jako nauka narodzi się kilkadziesiąt lat po śmierci morawskiego przyrodnika, to badania Mendla nad hybrydyzacją roślin i pszczół dały poważny asumpt do zrozumienia istoty genu, fenotypu, procesu dziedziczenia itp. 

Mendel za życia nie mógł cieszyć się sławą, jaką ma dzisiaj, ponieważ jego praca została doceniona dopiero kilka dziesięcioleci po śmierci badacza. Część współczesnych mu przyrodników nie dostrzegała wartości jego odkryć, ponieważ były sprzeczne z obowiązującymi wówczas poglądami na temat dziedziczenia, podobnie jak pionierskie, matematyczne podejście do biologii.
Swoje zasadnicze doświadczenia genetyczne Mendel przeprowadzał na roślinach, a wnioski wykorzystywał do formułowania podstawowych praw dziedziczności. Opracowanym przez siebie matematycznym modelem dziedziczenia cech w świecie roślin posłużył się także w przypadku innych organizmów żywych, w tym pszczół. I tak przez ostatnie dziesięć lat życia przeprowadził również eksperymenty z kilkoma rasami pszczół. Sprowadzał pszczoły z różnych części świata, budował dla nich specjalne klatki, aby tym sposobem móc poznawać ich biologię, definiować różnice, podobieństwa, zwyczaje i cechy. 

Wiele czasu i uwagi morawski zakonnik poświęcił zagadnieniu doskonalenia pogłowia pszczół. W gospodarskim chowie pszczół postulował wykorzystanie populacji uzyskanych z najlepszych mieszańców linii czystych, jednym zdaniem - korzystanie z osiągnięć hodowli. Zalecał ponadto, by wszystkie wnioski i ustalenia odnosić do warunków lokalnych, każda lokalizacja bowiem ma własną specyfikę: środowisko pasieki w Irlandii różni się od greckiego, morawskiego czy tego w kontynentalnej Rosji. Inne są warunki pszczół w górach, inne w dolinie czy nad morzem. W metodycznym podsumowaniu prowadzonych eksperymentów przeszkodziła Mendlowi przedwczesna śmierć. Kto jednak brał sobie do serca przemyślenia o. Grzegorza Jana Mendla na bieżąco, miał szansę szybko poprawić metody chowu pszczół. 

Jerzy Gnerowicz, Ojciec Grzegorz Mendel. Pszczelarz nieznany, Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Kalisz 2016; kontakt do Autora w sprawie zakupu książki: 603 130 917.
 

 

„Pszczelarstwo” - wiedza i doświadczenie.
Zrób z tego pożytek!

 ZAMÓW PRENUMERATĘ