Pszczelarstwo u sąsiadów

Mariusz Chachuła

Pomysł sfilmowania pszczelarzy bartników na Polesiu narodził się w 2013 roku. Ten reportaż jest zapisem krótkiej podróży, potrzebą utrwalenia śladów, które odchodzą w przeszłość

W sierpniu 2013 roku, kiedy wyjazd na Białoruś nie był jeszcze problemem, wybrałem się tam wspólnie z Karlem Reinerem Kochem (właścicielem czasopisma „Imker-Technik Magazin”). Pomysł sfilmowania dzikich terenów Polesia narodził się podczas pobytu na wystawie pszczelarskiej w Donaueschingen (Niemcy). Organizatorką wypadu, a zarazem naszą tłumaczką była Pani Helena Mieżewicz, szefowa powstającej wtedy organizacji pszczelarskiej w Pińsku. 
W podróż wyjechaliśmy samochodem Karla Reinera Kocha, który na dwa dni przed wyjazdem na Białoruś przyjechał do Polski. Pokazałem mu wówczas Technikum Pszczelarskie w Pszczelej Woli oraz własną pasiekę. Była piękna sierpniowa pogoda. Na początku dotarliśmy do Pińska, starego miasta Kresów, położonego nad Prypecią.
Stąd ruszyliśmy w głąb Polesia. Podczas trzydniowego pobytu na Białorusi odwiedziliśmy kilku pszczelarzy i leśników, którzy z sentymentu utrzymują jeszcze pszczoły w barciach i kłodach, by podtrzymać wielopokoleniową tradycję przekazywaną z ojca na syna. 

 1. Dzika zabudowa

2. Drabina zastępuje leziwo

Jaki był plan naszej podróży? Ten znała tylko Pani Helena. Okazało się, że pierwszego dnia mieliśmy odwiedzić dwóch pszczelarzy Michała i Pawła. A oni wskazali nam kolejne miejscowości, w których mieliśmy szansę spotkać pszczelarzy jeszcze gospodarujących w kłodach. Taki był plan: od jednego pszczelarza do drugiego. Olga Morozowa, która skontaktowała nas z panią Heleną Mieżewicz, i służyła pomocą na miejscu, uspokajała nas: ,,Nie martwcie się, oni wam pokażą co chcecie”.
Pierwszą osobą, którą odwiedziliśmy był Michał Michaiłowicz Potapczuk (myśliwy, bartnik), mieszkający we wsi Płotnica, położonej na terenach zalewowych rzek Prypeci i Styru. Przed wojną w tym miejscu znajdowało się m.in. gospodarstwo należące do rodziny Potapczuków.
W 1939 roku gospodarstwo odebrano rodzinie, zniszczono dom i zabudowania, a po II wojnie światowej tereny zmeliorowano.

Obecnie są one własnością gospodarstwa państwowego. Jak twierdzi Michaił Michałowicz, niezawodnym środkiem transportu w trudnych warunkach jest motocykl Mińsk – białoruski Harley Davidson. Doskonale sprawdza się zwłaszcza jesienią i wiosną, po deszczach i roztopach, kiedy błotniste drogi uniemożliwiają dojazd samochodem do rozsianych w lesie barci. Podczas naszego pobytu było sucho, a mimo to podróży po wyboistych drogach nie można nazwać komfortową.
Ocalałe kłody, o obwodzie 150–170 cm, liczące ok. 200 lat, są umieszczone najczęściej w lesie, na sosnach, na różnej wysokości.

3. Mińsk –pasieczny motocykl

 4. Kłoda ustawiona na feldze od ciężarówki

W zależności od sezonu miodobranie wykonuje się raz lub dwa razy w roku. Rocznie bartnicy pozyskują wiadro miodu, czyli ok. 10–12 kg. Aby odnowić plastry (gniazdo), bartnik naprzemiennie podcina dolną lub górną część plastrów, podtrzymywanych na drewnianych szpilkach umieszczonych wewnątrz kłody. Proces odbudowy trwa dwa–trzy lata. Gdy jednak miodu w sezonie jest mało, plastrów się nie podcina. Nie przeprowadza się się także żadnych zabiegów przeciwrojowych. Puste barcie ustawione w lesie lub też naturalne dziuple na drzewach najczęściej zasiedlane zostają przez kolejne roje.

Wymiana matek odbywa się sporadycznie poprzez wysypanie drużaka (z młodą nieunasienioną matką) przed otworem wylotowym barci. W ten sposób macierzak zostaje zasilony młodymi pszczołami, które – jak twierdzi Michał – likwidują starą matkę. 
Z końcem sierpnia rodziny otrzymują, średnio, jedno wiadro syropu cukrowego (w stosunku 3:2). Karmienie odbywa się przy użyciu podkarmiaczki dennicowej, czyli misy, którą wsuwa się do wnętrza barci. Można znaleźć także czynne barcie – powstałe w sposób naturalny – z rozwidlenia konarów drzewa. Wówczas, dochodząca do siły rodzina, jako miodnię może wykorzystać drugie ramię konaru. Michał twierdzi, że nie wymieniał dotąd matek pszczelich, a mimo to rodziny są bardzo łagodne. 

 5. Pawilon pszczelarski Pawła Pawłowicza

6. Ulik weselny

W jego pasiece spędziliśmy z kamerą kilka godzin, po czym zostaliśmy zaproszeni do gospodarstwa kolegi, Michała, Pawła Pawłowicza. Siedemdziesięcioletni pszczelarz prowadzi pasiekę stacjonarną. Składa się ona z dwóch części: pawilonu pszczelarskiego i wolno stojących uli, między którymi jest miejsce na czasowe odkłady. 
Pawilon pszczelarski powstał na, zaadaptowanej do tego celu, starej przyczepie wojskowej. Wewnątrz mieści się 14 rodzin pszczelich w ulach Dadanta. Na powale każdej z nich znajduje się z płócienna poduszka, wypełniona suszem paproci, pełniąca funkcję ocieplenia górnego. Pod sufitem pawilonu znajduje się – sporych rozmiarów – gniazdo os. Paweł Pawłowicz twierdzi, że dla ,,każdego miejsca wystarczy”, a osy nie są zagrożeniem dla pasieki. Bartnik prowadzi wychów matek na własne potrzeby. Posługuje się także dość oryginalnym systemem rojołapek. Do wychowu matek używa bliźniaczych trzyramkowych ulików weselnych, natomiast do łapania rojów służą mu plastry gniazdowe zawieszone na tyczkach rozstawionych wokół pasieczyska. 
 

Po obejrzeniu i sfilmowaniu pasieczyska przyszedł czas na kolację. Nasi gospodarze zgotowali nam poleską ucztę, zupę zwaną ucha, przygotowaną na ognisku, ze świeżych ryb złowionych w Prypeci, oraz szaszłyki z dziczyzny – pyszne (niestety nie mam oryginalnych przepisów).
Bartnictwo wypierane jest przez pszczelarstwo nowoczesne. Utrzymywanie pszczół w barciach i kłodach uważane jest za staromodne i nieopłacalne. Cena miodu pozyskanego z naturalnej barci nie różni się od ceny z ula nowoczesnego. 
Następnego dnia pobytu udajemy się w kierunku miejscowości Hancewicze w poszukiwaniu kolejnych pszczelarzy-bartników. Przed wojną były to tereny zalewowe rzeki Bobryk. Trafiamy do wsi Chotynicze, gdzie mieszka Wasilij Mikołajewicz Kononowicz – pracownik leśny i myśliwy. Okazuje się, że większość ludzi zamieszkujących wsie to właśnie myśliwi i pracownicy leśni. Rozglądając się po okolicy, łatwo zrozumieć, dlaczego tak jest. Wasilij twierdzi wprawdzie, że nie posiada pszczół, ale po krótkiej rozmowie, nieśmiało przyznaje, że ma za domem kilka kłód, a w jednej nawet są pszczoły. 

7. Ramka uwiązana na tyczce 

8. Wóz mleczarski

Barci nie obsługuje już od kilku lat, a ,,pszczoły są – jak mówi – bo są, zawsze tu były”. Ujmuje nas szacunek Wasilija dla pracowitej pszczoły, żyjącej w zgodzie z naturalnym rytmem przyrody. Po krótkiej rozmowie gospodarz zgadza się, abyśmy zajrzeli do kłody, uprzedzając że pszczoły są agresywne, a podkurzacz zepsuł się kilka lat temu i odkąd się popsuł, nie było potrzeby, aby zaglądać do pszczół. Dłuta też nie ma, nigdy go nie potrzebował, ponieważ zastępowała je siekierka. Podczas rozmowy przyznaje, że dotąd roje nie były leczone przeciw warrozie. Decydujemy się zajrzeć do gniazda, mimo braku podkurzacza. Już po chwili okazuje się, że pszczoły są zajęte swoją pracą, a pszczoła – ponoć średnioruska – jest bardzo łagodna. Po kilku minutach możemy filmować je już bez obaw. Długość plastrów w gnieździe sięga ok. 80 cm, widać także świeżo odbudowane plastry i czerw.

Mikołaj Trofimowicz Kononowicz, nieżyjący ojciec Wasilia Mikołajewicza Kononowicza, miał najwięcej kłód w okolicy. Jego pasieka, licząca niemal 100 kłód, robiła wrażenie. Niektóre pnie ustawione były na ziemi, inne zawieszone na drzewach. Jedziemy do miejsca, gdzie przed wojną stacjonowała pasieka. Dziś prawie nie ma po niej śladu.
Kolejnym pszczelarzem, do którego trafiamy, jest Iwan Iwanowicz Teluszczko we wsi Lusino. Iwan utrzymuje pszczoły już tylko w nowoczesnych ulach Dadanta. Po II wojnie światowej tereny te poddano melioracji, wcześniej były to tereny zalewowe rzeki Cny.

 9. Pasieka: między rodzinami produkcyjnymi jest wolne miejsce na odkłady (złapane roje)

 10. Cerkwie są naturalnym elementem pejzażu

Okazuje się, iż opodal mieszka kolega Iwana – Jaśko Władimir Jocifowicz, który też prowadzi tradycyjną pasiekę, oraz ma kilka kłód w obejściu. Po krótkiej rozmowie wyraża zgodę, abyśmy mogli zajrzeć do jedynej, zasiedlonej. Kłoda znajduje się na olbrzymiej sośnie. Od razu widać, że nad nią była jeszcze jedna kłoda, która spadła, prawdopodobnie podczas którejś z ostatnich zim. Zasiedlona kłoda stoi na dość sfatygowanym podeście; wkrótce pewnie spotka ją los poprzedniczek. Właściciel radzi, abym włożył kombinezon, ponieważ pszczoły są dość niespokojne.

Wchodzę po drabinie; za pomocą siekiery otwieram wejście. Zaglądam do dużego gniazda: plastry są obsiadane na czarno, widać czerw kryty i otwarty. Filmujemy wnętrze: pszczoły są dość spokojne, ale gdy podcinam dolną część plastrów, zaczynają wykazywać lekkie zdenerwowanie. Podczas ingerencji trwającej ok. 40 minut użądliły mnie jedynie dwie. Świetnie! Schodzę z drzewa.
Na koniec – poczęstunek: ogórki małosolne z miodem – pyszne. Kilkudniowy wyjazd, zorganizowany spontanicznie, okazał się niezwykłą przygodą. 

 11. Umywalka do rąk

„Pszczelarstwo” - wiedza i doświadczenie.
Zrób z tego pożytek!

 ZAMÓW PRENUMERATĘ